Józef Odalanowski. Początki Stomila w Środzie
Pracę w Fagamecie w Poznaniu, w Dziale Technologicznym, rozpocząłem 1 kwietnia 1967 roku . Po miesiącu mój szef, główny technolog, pan inżynier Kaźmierczak, złożył pozytywną opinię o mojej pracy, przewodniczący rady zagwarantował i przydzielono mi mieszkanie w zakładowym budynku, który miał być oddany w 1968 roku. Jednak zrezygnowałem z tego mieszkania zakładowego, bo wolałem nie łączyć się tak mocno ze Stomilem. Wtedy nie wiedziałem, że przepracuję tam trzydzieści parę lat…
W czasie od kwietnia 1967 roku do października, może listopada 1968 roku dojeżdżałem do Poznania. Stomil się przenosił, można powiedzieć, pioniersko. Bo przenosiliśmy się na ruchu, żeby nie wstrzymywać produkcji do zakładów oponiarskich do Dębicy, Olsztyna, Poznania. Robiliśmy w Poznaniu nadprodukcję i na ten okres przenoszenia poszczególnych wydziałów tak to zgraliśmy, że nie było problemu z dostarczaniem. Otwarcie oficjalne było w 1968 roku, nie pamiętam dokładnej daty. To było piękne otwarcie na hali produkcyjnej wśród maszyn. No zaczęła się działalność tu w Środzie. Ponieważ Zakład Stomil podlegał wtedy pod Ministerstwo Przemysłu Chemicznego to my byliśmy jako jedyny zakład metalowy w branży gumowej. Nie pamiętam dokładnie kiedy, ale przez krótki czas Fagamet przechodząc do Środy nazywał się Zakłady Przemysłu Gumowego Gumet. Później, jak dyrektorem Zjednoczenia w Łodzi został pan Olejniczak, to wszystkie zakłady gumowe za zgodą Stomila poznańskiego (bo Stomil przed wojną miał tylko i wyłącznie Stomil poznański i to było zagwarantowane w umowie nazewnictwa) wszystkie zakłady branży gumowej, takie jak Dębica, Olsztyn, Wolbrom, Warszawa, Stomil poznański i my, przyjęliśmy nazwę Stomil. Podlegaliśmy bezpośrednio pod Zjednoczenie Przemysłu Gumowego w Stomilu. Wtedy ta hierarchia była następująca: Zakład, Zjednoczenie, Ministerstwo. I tak to się toczyło do przemian ustrojowych.
Od 1968 roku stale się rozwijaliśmy. Pierwsze maszyny, urządzenia, te które przyszły z Poznania to były proste maszyny, rewolwerówki, proste urządzenia. A my stawialiśmy na nowoczesność, wydajność i jakość. My jako Stomil braliśmy udział w Międzynarodowych Targach Poznańskich, które były raz w roku w okolicach czerwca. I były też dwa razy targi krajowe: wiosenne i jesienne. Mieliśmy swoją ekspozycję wystawową, a my jako kadra techniczna, mieliśmy obowiązek brania udziału w Targach Międzynarodowych, przynajmniej dwa dni. I służbowo jeździliśmy na Targi, tam śledziliśmy postępy w tej dziedzinie za granicą, szczególnie w zasadzie to były Niemcy, Francja, Szwajcaria, czyli kraje w których pojawiały się nowinki. I najpierw sprowadziliśmy z Niemiec automaty tokarskie i przezbrajaliśmy produkcję. Później cały czas byliśmy na etapie poszukiwań, co jeszcze. Bo dzisiaj, jak patrzę z perspektywy czasu to mamy wszystko, a przedtem, w tych latach 60’ początku lat 70’ to było ubogo. I też zaczęliśmy dodatkową produkcję różnego rodzaju gadżetów: urządzenia do badania jakości ogumienia, czyli wysokości bieżnika, później okulary kąpielowe, które nam wtedy testowała znana poznańska pływaczka pani Zarzeczańska. Także ta działalność była, powiedzmy, poszukiwawcza. I cały czas coś robiliśmy nowego.
Mieliśmy wspaniałego dyrektora pana Szkudlarczyka. Ja jestem przekonany, że gdyby pan Szkudlarczyk nie zginął w 1982 roku w wypadku, to Stomil byłby do dnia dzisiejszego prężną firmą w Środzie. Bo to był człowiek, który żył Stomilem. On to napędzał. On nas wszystkich dopingował. Oczywiście zdarzało się, że były męskie rozmowy, ale ja nie narzekam. Wolałem trzy razy coś zrobić, żeby było dobrze, niż coś przeoczyć. Dzięki niemu Stomil prężnie się rozwijał i przy tych sprawach produkcyjnych jeszcze duży nacisk kładł na sprawy ludzkie. Na przykład zawsze w czerwcu, na Dzień Chemika zapraszaliśmy byłych pracowników – emerytów na spotkania. Oni sobie przyjeżdżali, zwiedzali zakład i też oczy nie raz przecierali, że pracował na jakiejś zwykłej rewolwerówce, a teraz już jest automat, który robi sto razy więcej. To była jedna z tych działalności. Druga rzecz, żeby zintegrować nas jako załogę organizowano: dzień dziecka, czy dzień kobiet. Ponadto mieliśmy w Stomilu przychodnię lekarsko-stomatologiczną i też dyrektor zawsze na Dzień Służby Zdrowia prosił tą kadrę lekarzy, stomatologa i organizował spotkanie. I ja to pamiętam doskonale, bo już wtedy robiłem zdjęcia…

Dzień dziecka dla dzieci pracowników Stomila. Spartakiada w ośrodku wypoczynkowym w Zaniemyślu-Zwoli, 1988 rok, fot. Józef Odalanowski